Jak Krasnolud Otokar opiekował się nasionkiem

Do Magicznych Ogrodów trafiło tajemnicze ziarenko. Niektórzy się go boją, inni próbują ugryźć… Czy to może skończyć się dobrze? I najważniejsze – co z niego wyrośnie?

Niespodzianka

Każdego roku, gdy tylko słońce zaczynało przygrzewać i topniały śniegi, w Magicznych Ogrodach rozpoczynały się wielkie prace. Wszędzie wokół rozlegały się odgłosy stukania, szurania i strzepywania.

Bulwiaki sumiennie przekopywały grządki. Wróżki Smużki prały i suszyły kolorowe zasłonki i obrusy. W siedzibie Krasnoludów rumor był największy, odbywał się tam bowiem przegląd zbrojowni oraz remont Smoczych Łodzi. Nawet bałaganiarskim Mordolom udzielała się potrzeba sprzątania. Z wejścia do starej kopalni, gdzie miały swoją siedzibę, unosiła się chmura kurzu, a zza niej dobiegały śmiechy i głośna kłótnia o to, kto będzie trzymał miotłę, a kto szufelkę.

Jak to zwykle się zdarza przy wielkich porządkach – ktoś odkrywał w zapomnianym zakątku coś bardzo tajemniczego. Tak też zdarzyło się owej wiosny. Krasnolud Otokar pracował przy Łodziach, na czas zimy odwróconych dnem do góry. Jedną przewrócił – i znalazł pod spodem nadgryziony sucharek. Przewalił drugą – i zobaczył puste mysie gniazdko uwite z traw. Zabrał się za trzecią, złapał za burtę. Stęknął, sapnął, a gdy się łódź przetoczyła, jego oczom ukazało się leżące w piasku nasionko.

Nie było to zwykłe nasionko, to mógł Otokar stwierdzić od razu. Długie jak jego kciuk i tak samo pękate, ciemne w srebrne kropeczki. Z początku nieufnie dotknął go sztyletem, a gdy nic się nie stało, złapał je w dwa palce. Ziarenko okazało się porowate w dotyku i twarde jak kora drzewa.

A gdy Krasnolud Otokar trzymał je w dłoni i oglądał, nagle zadrgało delikatnie.

– Co to za magia! – wykrzyknął i z wrażenia upuścił znalezisko.

Nasionko podskoczyło kilka razy, przewróciło się na drugi bok i zamruczało bardzo tajemniczo.

Otokar podrapał się po głowie. Był tylko wojownikiem. Nie znał się ani na nasionkach, ani na magii. Zawinął ziarenko w chusteczkę, której używał do polerowania swojego topora. Tak zabezpieczone schował za pazuchą. Ktoś inny pewnie by się bał – ale nie Krasnolud zahartowany w licznych bojach. Otokar był gotów stawić czoła każdej tajemnicy, nawet tej naprawdę niebezpiecznej.

Jednak najpierw postanowił dokończyć zlecone mu przez Króla Eryka wiosenne prace przy Łodziach. Czyścił skrzętnie burty, a żeby mu się robota nie dłużyła, podśpiewywał sobie pod nosem krasnoludzki hymn bojowy. I uśmiechał się do siebie, bo czuł, że schowane na piersi nasionko wibrowało i mruczało w takt melodii.

Co nasionka lubią, a czego nie

Najpierw zaniósł swoje znalezisko do Bulwiaków. Rozwinął chusteczkę i wyciągnął dłoń przed siebie. Nasionko zamilkło, choć śpiewało cichutko przez całą drogę do warzywnika.

– Jesteście najmądrzejszymi ogrodnikami, jakich znam – oznajmił Krasnolud Otokar. – Ufam, że mnie wspomożecie w rozwiązaniu zagadki. Co to za nasionko?

Bulwiaki stłoczyły się wokół niego. Nachylały się po kolei, szeptały między sobą w zdumieniu, ale i lekkim przestrachu. Żaden nie miał odwagi dotknąć tajemniczego ziarenka.

– Nie jest dynią, marchewką czy kalarepką. Nie wydała go żadna z naszych roślin – ogłosił najstarszy Bulwiak. – Ani żadna z tych, które znamy.

– To może zasiejcie je w waszym warzywniku – zaproponował Krasnolud. – Jak wyrośnie, rozpoznacie, czym jest.

Bulwiaki znów się rozszeptały. Zmarszczyły czoła i pokręciły głowami. Nie spodobał się im ten pomysł ani trochę!

– Nie możemy siać w ogródku roślin, których nie znamy. Nasionka lubią wodę i światło. Jeśli z tego ziarenka wyrośnie wielkie drzewo, nasze plony byłyby zagrożone.

Krasnolud westchnął ciężko, schował ziarenko i udał się do Zamku Wróżek Smużek, w nadziei, że może one rozpoznają znalezisko. Po drodze śpiewał krasnoludzką pieśń, a nasionko cicho mu wtórowało. 

Wróżki Smużki powitały go radosnym śmiechem, złapały za ręce i zaciągnęły do wielkiej Sali. Poczęstowały kwiatową lemoniadą i różanymi płatkami w cukrze. Po takim poczęstunku zwykle zaczynała się zabawa.

Krasnolud Otokar nie umiał tańczyć tak pięknie i lekko jak Wróżki, ale nie dał się dwa razy prosić. Nie chciał sprawić przykrości tym czarownym istotom. Poza tym, kiedy wirował ze swoją przyjaciółką Różyczką na parkiecie – poczuł, że nasionko bardzo się ożywiło. Już nie tylko drżało, ale skakało radośnie. Czyżby było kwiatem, pomyślał Krasnolud? Cieszy się, jakby trafiło do domu!

Jednak kiedy rozwinął chusteczkę i pokazał nasionko Wróżkom, żadna z nich nie potrafiła go rozpoznać.

– Nie jest różą, chabrem ani nagietkiem. Ani żadnym kwiatem, który znamy.

Stropił się Krasnolud Otokar, ale i tak poprosił:

– To może posadzicie je w waszym ogrodzie? Jak wyrośnie, rozpoznacie, czym jest. Mruczało i tańczyło… wszystko wskazuje na to, że podoba mu się u was.

Wróżka Różyczka ujęła go za rękę.

– Myślę, że lubi ciebie – powiedziała i Otokar pomyślał, że to musi być prawda.

– Powinieneś mu śpiewać, wszystkie rośliny lubią, gdy się z nimi rozmawia lub śpiewa im piosenki – dodała i uśmiechnęła się tak słodko, jak tylko Wróżki potrafią.

Ta rada też przypadła Otokarowi do gustu. Zabrał nasionko i ruszył w drogę powrotną do siedziby Krasnoludów.

W połowie drogi zatrzymał się i usiadł na kamieniu, by odpocząć. Już miał wstawać, kiedy nagle usłyszał za sobą szelest liści. Pobliskie zarośla zatrzęsły się i wypadł z nich stwór porośnięty brązowym futrem – Mordol Witek we własnej osobie.

– Ha! – zakrzyknął i łypnął ciekawie oczami. – Otokar, wszędzie cię szukam. Podobno masz jakieś niezwykłe nasionko?

Krasnolud kiwnął wolno głową. Mordole słynęły ze złośliwych psikusów i miał niemiłe przeczucie, że zaraz kolejnego z nich doświadczy. 

– I co? Już wiadomo, co to za ziarenko? – dopytywał Witek.

– Ani Bulwiaki, ani Wróżki go nie rozpoznały.

Mordol podparł się pod boki i wybuchnął śmiechem.

– A co oni wszyscy wiedzą. To ja jestem prawdziwym znawcą. No, pokaż. Zaraz rozwiążę zagadkę.

Krasnoludowi nie chciało się wierzyć, że Mordol zna się na roślinach lepiej niż Bulwiaki czy zakochane w kwiatach Wróżki. Jednak bardzo chciał się dowiedzieć, czym jest tajemnicze nasionko. Postanowił złapać się każdej szansy, nawet najmniejszej.

– Dobrze, spróbujmy.

Wyciągnął nasionko i podsunął Mordolowi na dłoni. Witek przybrał wielce mądrą minę.

– Kim ty jesteś, ha? – zagadał.

Zachrząkał, wywrócił oczami i wziął ziarenko do ręki. Powąchał je głośno, aż powietrze zagwizdało mu w nosie.

– To proste – oznajmił. – Jesteś arbuzem.

A potem znienacka ugryzł nasionko. Otokar krzyknął, aż się echo poniosło. W jednej chwili skoczył na Witka, przeturlali się po drodze i zatrzymali w bujnej kępie lawendy.

– Oddaj je! – rozkazał Krasnolud, rozgniewany nie na żarty.

– Ojoj… Ojoj! – zajęczał Mordol w odpowiedzi.

– Wypluj, ale już!

– Kiedy wyplułem. – Witek zalał się łzami. – Ojoj, boli strasznie!

Otokar przestraszył się, że zrobił Mordolowi krzywdę. Złapał go za ramiona, odwrócił…

–Nie wyglądasz dobrze. W sumie to wyglądasz bardzo źle.

Twarz Witka spuchła, jakby użądliła go pszczoła. Wargi przybrały kolor głębokiego fioletu.

– Twoje nasionko mnie pogryzło – pożalił się Mordol.

– A nie ty je ugryzłeś? – przypomniał Krasnolud.

– Boli mnie! Moja piękna buzia!

Puchł i puchł, z każdą chwilą coraz bardziej, i Otokar zrozumiał, że to poważna sprawa. Podniósł z ziemi najpierw nasionko, potem rozpaczającego Mordola Witka.

– Wszystko będzie dobrze – zapewnił. – Idziemy do Skrzata Kronikarza.

Nasionko, kim jesteś?

Gdy dotarli na miejsce, Witek spuchł tak bardzo, że nie mógł mówić. Płakał za to nieprzerwanie. Skrzat Kronikarz złapał się za siwą głowę.

– Co się stało?

Słysząc te słowa, Witek załkał żałośnie.

– On ugryzł nasionko, które odkryłem pod łodzią. Tajemnicze nasionko, którego nikt nie potrafił rozpoznać – opowiadał Otokar, mocno przejęty, bo Witek wyglądał strasznie i jęczał przejmująco.

Skrzat Kronikarz zmarszczył krzaczaste brwi.

– Pokaż mi to ziarenko – powiedział, a gdy Krasnolud wypełnił jego prośbę, znów złapał się za głowę.

– Masz teraz nauczkę, Witku – westchnął i poklepał Mordola po futrzatej łapie. – Doigrałeś się. Pamiętaj – nigdy nie wolno jeść roślin, których się nie zna. Ani owoców, ani liści, ani ziaren.

– Czy to nasionko jest trujące? – spytał Otokar. – Wydawało mi się ładne i miłe.

– Wydziela gorzki sok, od którego można spuchnąć. Tak się broni, żeby nikt go nie zjadł – wytłumaczył Skrzat. – Potem ci pokażę, skąd pochodzi. Najpierw pomóżmy Witkowi, bo bardzo cierpi.

Leczenie, które zarządził Kronikarz, zupełnie się Witkowi nie spodobało. Najgorsze było to, że Otokar ogolił go brzytwą, żeby Skrzat mógł wysmarować mu całą buzię łagodzącą maścią. Protestował i płakał, ale musiał się zgodzić. Potem wypił leczniczy napar i poczuł się lepiej. Znów mógł coś powiedzieć.

– Sam sobie zjedz swoje nasionko – wymamrotał i poczłapał się do swojej kopalni.

– Nic mu nie będzie – zaśmiał się Skrzat. – A może czegoś go ta historia nauczy. Chodźmy, Otokarze. Pokażę ci krewnych twojego nasionka.

Ruszyli drogą wśród wiosennych kwiatów i zieleni. Skrzat uśmiechał się pod siwym wąsem.

– Czy nie słyszałeś czasem, że twoje nasionko śpiewa, Otokarze?

– Owszem – przyznał Krasnolud, a wtedy Kronikarz wskazał mu gestem grupę Drzewców.

Podobne do starych drzew istoty zdawały się spać, ale kiedy się zbliżyli, otworzyły duże, łagodne oczy, zakołysały gałęziami i zamruczały pieśń w swoim języku. Nasionko podskoczyło radośnie w zawiniątku.

– Musisz mieć rację – stwierdził Otokar. – Ucieszyło się. Nie wiedziałem, że istnieją Drzewcowe dzieci.

– Wszystko, co stare, było kiedyś młode. – Skrzat pogładził siwą brodę. – Ale to prawda, dawno nie widziałem nasionka Drzewców. Pewnie polne myszy je znalazły i przyniosły do kryjówki pod łodzią. Było uśpione, a obudziło się, bo zacząłeś śpiewać. One bardzo lubią muzykę.

Krasnolud Otokar wykopał dołek niedaleko dorosłych Drzewców. Delikatnie złożył w nim nasionko i przysypał je ziemią. Zapewnił, że zostawia je pod dobrą opieką i będzie odwiedzał, a ono zamruczało cichutko.

– Myślisz, że będzie mnie pamiętać, jak urośnie? – spytał Krasnolud, bo jednak ciężko mu było rozstawać się z nasionkiem.

– Drzewce mają dobrą pamięć – uspokoił go Skrzat. – A ty jesteś przecież jego pierwszym przyjacielem.

 

Dagmara Adewntowska
Autor wpisu:
Pisarka/redaktorka Odkąd pamięta, tworzy własne opowieści i pracuje z cudzymi, aby były jak najpiękniejsze. Z wykształcenia dziennikarka i kulturoznawczyni, z zawodu redaktorka i korektorka, z zamiłowania pisarka. Współpracowała m.in. z Gazetą Wrocławską, Przepisem na zdrowie, szeregiem czasopism medycznych i prasą polonijną. Współtworzyła redakcje czasopism literackich: Okolicę Strachu i Magazyn Histeria. Z jej inicjatywy powstały zbiór…

KONIECZNIE PRZECZYTAJ

Newsletter

Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z kalendarzem wydarzeń

Ułatwienia dostępu

Drodzy Goście!

Zapraszamy do zakupu biletów, w promocji early birds w cenie obniżonej o 25%.
Promocja trwa do 31.03.025

Z radością informujemy, że park otwieramy już 1 maja 2025.

Dodano do koszyka - wspomnienia czekają!