Jak Mordol Witek śledził pszczoły

Na wiosnę obudziły się nie tylko rośliny. W Magicznych Ogrodach wśród kwitnących drzew i krzewów od pierwszych ciepłych dni uwijały się pracowite pszczoły. Żadna z nich nie zauważyła, że ktoś bacznie im się przygląda i bardzo chciałby wiedzieć, dokąd noszą słodki nektar.

Coś słodkiego

Magiczne Ogrody zawsze licznie odwiedzały owady, przyciągało je bogactwo kolorów i zapachów. Wśród barwnych klombów fruwały stada motyli – ulubieńcy Wróżek. Po ziemi w rabatach i warzywnikach wędrowały błyszczące żuki i mrówki, z którymi najlepiej znały się Bulwiaki. Natomiast największe zainteresowanie Mordola Witka budziły pszczoły. Z prostej przyczyny – potrafiły robić miód, miód był słodki, a Witek uwielbiał wszystkie słodycze.

– Gdybym tylko wiedział, gdzie założyłyście gniazdo – wzdychał do siebie ciężko Mordol Witek, leżąc na alejce przed klombem pełnym pierwiosnków, na których raz po raz lądowała jakaś pszczółka z nóżkami żółtymi od pyłku. – Zaraz bym tam pobiegł, wyjął plastry miodu i jadł, jadł, aż bym pękł.

Pszczoły przelatywały z kwiatka na kwiatek, nie zwracając zupełnie uwagi na jego słowa. To zaś sprawiło, że w głowie Witka narodził się plan. Zdaniem Mordola, był to plan wielce sprytny i przebiegły.

– Wyśledzę pszczoły. Same zaprowadzą mnie do miodu. Zupełnie nie zwracają na nic uwagi!

A ponieważ był stworzeniem nie tylko łakomym, ale także nieco leniwym, postanowił, że nie będzie się męczył i biegał po Magicznych Ogrodach samodzielnie. Pszczoły, z tego co zauważył, latały całkiem szybko. W pogoni za nimi Witek, obdarzony grubym, gęstym futrem, na pewno by się spocił i zasapał.

– Tak – powiedział sam do siebie. – Zrobią to za mnie moje dzielne Mordole!

Zaraz wstał, otrzepał się i ruszył do siedziby Mordoli – kopalni, by oznajmić towarzyszom radosną nowinę, że w najbliższych dniach będą bardzo zajęci. On zaś poświęci się w tym czasie zadaniu godnemu przywódcy, to znaczy będzie się zastanawiał, z czym zje zdobyty miód. Genialny plan nie przewidział jednego: inne Mordole były tak samo leniwe i wcale nie chciały się męczyć i wysilać. Zwłaszcza że Witek przerwał im poobiednią drzemkę.

– Ależ wodzu, co wódz – oburzyły się do głębi. – Biegać za pszczołami? Spocimy się i będą nas boleć nogi.

– To poświęcenie, na które jestem gotowy – zachichotał Mordol Witek. – No już, nieroby. Nie gadać, tylko hop, hop, hop! Za pszczołami, moi drodzy!

Mordole popatrzyły po sobie. Nie uśmiechało się im to ani trochę. Do tego wiedziały dobrze, że pszczoły potrafią boleśnie użądlić nawet przez grube futro. Ryzyko było poważne, a nagroda żadna.

– Ale co my będziemy z tego mieli? – odezwał się najodważniejszy. – Bo mi wychodzi, że się narobimy na darmo.

– Właśnie! – poparły go ruchem inne Mordole.

Witek zrozumiał, że musi wprowadzić pewne zmiany w swoim planie.

– Jedna dziesiąta miodu, który zdobędę, będzie wasza – ogłosił uroczyście.

– Ile to: jedna dziesiąta? – zaszeptały między sobą Mordole. – Chyba dużo? Dziesięć to dużo.

– Jedna dwudziesta i to moje ostatnie słowo – dodał szybko Witek.

Mordole już nie liczyły ani się nie zastanawiały. Krzyknęły, zatupały i jeden przez drugiego rzuciły się w stronę wyjścia z kopalni.

– Doskonale – stwierdził Witek z zadowoleniem.

Bardzo był z siebie dumny, jak to sprytnie wszystko rozwiązał, i postanowił uciąć sobie krótką drzemkę.

Zmiana planów

Sam nie wiedział, czy spał długo, czy krótko, jednak kiedy otworzył oczy, zobaczył, że słońce poczerwieniało i chyliło się do horyzontu.

– Ha! Zbliża się noc, pszczoły już pewnie poszły spać. Zobaczmy, co ustaliły moje zuchy!

Przeciągnął się i wyszedł z jaskini. Wtem jak nie wrzasnął!

– Co to ma być! Mieliście tropić pszczoły, a nie się wylegiwać! O, wy lenie patentowane! I wy chcecie miodu posmakować? Figę z makiem dostaniecie, a nie miód!

Bowiem zobaczył, że cztery Mordole, zamiast wykonywać jego polecenie, leżą na trawie przed jaskinią i odpoczywają w najlepsze.

– Dam ja wam miodu! – krzyczał z wyrzutem Witek, zupełnie zapominając, że przecież sam także oddawał się lenistwu.

– Tak, poprosimy – ucieszyły się pozostałe Mordole. – Bardzo lubimy miodek. Jedną dwudziestą, tak jak się umówiliśmy, wodzu.

– Ani jedną dwudziestą, ani nic w ogóle, bo nie zasłużyliście – oznajmił surowo Witek, łypiąc oczami.

– Ale wodzu… biegaliśmy za pszczołami pół dnia, ale te skrzydlate bestie to podlatują w górę, to nurkują w dół, i myk, i myk, zakosami po klombach… i wywiodły nas w pole – poskarżyły się Mordole ze smutnymi minami.

– Niech to piorun trzaśnie – burknął Mordol Witek. – Co ja z wami mam… Wszystko, wszystko muszę zrobić sam, albo nie będzie zrobione.

Nie zamierzał bowiem się poddawać, za bardzo lubił słodki miód i zrobiłby wiele, żeby go zdobyć – ale nadal nie chciał się przy tym zmęczyć. Rozwiązanie nasunęło mu się samo. Należało użyć magii. Magia załatwi wszystko i nie trzeba się będzie trudzić.

Witek i pszczoły

Witek pomyślał, że los mu sprzyja. Zapadł zmierzch, wszyscy w Magicznych Ogrodach albo już spali, albo kładli się do łóżek. Wokół panowały ciemności. Nikt nie zobaczy, jak Mordol zakradnie się po cichutku do siedziby Skrzata Kronikarza. To tam po wielkiej bitwie przeniesiono wszelkie książki, zapiski i artefakty Maga Zorana. W tym także pewne szczególne lustro, które było celem Witka. Mordol podejrzał kiedyś, jak Zoran stanął przed lustrem, przejrzał się w jego powierzchni i rozkazał mocnym głosem: zmień mnie w żurawia! Z początku nic się nie stało, ale potem Witek mrugnął – i zobaczył, że w lustrze zamiast Maga odbijał się długonogi, dostojny żuraw. Mrugnął po raz drugi – i w lustrze odbijał się znowu Zoran, ale przed zwierciadłem trzepotał skrzydłami piękny ptak. Wystarczyło zatem tylko odnaleźć lustro i wydać rozkaz.

– Kaszka z mleczkiem – zachichotał Mordol Witek i pomyślał sobie, że Zoran zupełnie nie wykorzystywał możliwości swoich magicznych artefaktów. Przecież czary są po to, żeby ułatwiać życie.

Pomalutku i ostrożnie Witek zbliżył się do siedziby Skrzata Kronikarza. Delikatnie nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, bo w Magicznych Ogrodach nikt nie zamykał domów na klucz. W komnatce rozlegało się donośne chrapanie. Kronikarz leżał w fotelu z nogami na pufie, przykryty kocem i przygnieciony bardzo wielką, grubą księgą. Musiał czytać i tak się znużył, że zasnął.

Mordol minął go na palcach, tłumiąc chichotanie, i przeszedł do sąsiedniej komnaty. Tam zaś, między regałami uginającymi się od starych ksiąg, tajemniczymi skrzyneczkami pełnymi ziół i alchemicznymi butlami na stojakach – znalazł wciśnięte w kąt zwierciadło. Przesunął je lekko i zerwał okrywające je prześcieradło. Potem zaś stanął naprzeciwko, podpierając się pod boki. Lustrzany Witek był taki sam, jak prawdziwy – porośnięty grubym futerkiem, z szeroką buzią, okrągłym brzuszkiem i dużymi dłońmi. Mordolowi bardzo się ten widok spodobał.

– Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie? – zapytał szeptem, ale lustro nie odpowiedziało, bo nie było to zwierciadło wchodzące w pogawędki o urodzie.

– No dobra, nie chcesz, to nie musisz – zezwolił Witek łaskawie, a potem rozkazał, cichutko, żeby nie obudzić śpiącego w sąsiedniej izbie Skrzata.

– Chcę być jak pszczoła.

I mrugnął. Nic się jednak nie stało. W lustrze nadal odbijał się Mordol.

– Pszczoła! – powtórzył Witek poirytowany. – Chcę być jak pszczoła!

Gdy i tym razem nic się nie wydarzyło, rozczarowany Mordol Witek wykradł się z domu Skrzata i wrócił do kopalni.

Rano po przebudzeniu poczuł jednak, że coś się zmieniło. Zamiast łapek – miał czarne odnóża, aż sześć! Zamiast miękkiego futerka na brzuszku – paskowany odwłok. Na plecach zaś furkotały mu przezroczyste skrzydła.

– Jestem pszczołą, będę pracował cały dzień!

Wtedy poczuł, że czary poszły w zdecydowanie złym kierunku. Pamiętał, że chciał zdobyć miód i się nim zajadać, ale teraz czuł przymus, by latać wśród kwiatów, zbierać nektar i bronić gniazda. Potrzeba pracowania była naprawdę silna i nie potrafił się jej oprzeć. Do tego jego czterej towarzysze też się obudzili i patrzyli na niego okrągłymi oczami.

– Ale ogromna i straszna… – szeptali.

Bowiem choć Witek zmienił się w pszczołę, zachował rozmiary Mordola, co czyniło z niego największą pszczołę w Magicznych Ogrodach.

– Czy ona zjadła naszego Witka?

– Miotłą ją, miotłą!

I Mordole wygoniły swojego wodza z kopalni. Witek przysiadł na kamieniu i chciał zapłakać nad swoim losem, ale po chwili zrozumiał, że czas go goni. Musiał przecież pracować jak każda pszczoła.

Fruwał więc Witek wśród kwiatów, zbierając pyłek, i zalewał się łzami. Już wcale nie chciał być pszczołą, z wysiłku bolały go nóżki i skrzydełka. Na domiar złego, gdy poleciał za innymi pszczołami, by złożyć nektar w gnieździe – rój uznał, że jest jakąś dziwną pszczołą i nie tylko go nie wpuścił, ale jeszcze pogryzł i przepędził. Nieszczęśliwy i bezdomny Witek złożył więc nektar w wiaderku, którym Bulwiaki nosiły wodę do ogródka. Uwijał się tak do samego wieczora, aż wreszcie zmęczony usiadł obok i zalał się łzami.

– Chcę być z powrotem Mordolem.

W takim stanie znalazł go Skrzat Kronikarz. Mordole zaalarmowały go, że Witek zniknął, a zamiast niego w kopalni pojawiła się ogromna pszczoła. Połączył to z faktem, że magiczne lustro Zorana zostało odwinięte z prześcieradła i tak poznał prawdę.

– Witku, czy zaglądałeś do magicznego zwierciadła bez pozwolenia?

Mordol był już skłonny przyznać się do wszystkiego, byle odzyskać własną postać.

– Chciałem zdobyć miód, bo lubię słodycze – zachlipał. – Ale nie mogę pracować całymi dniami jak pszczoły, wolę być Mordolem.

– Oj, Witku, Witku. – Skrzat Kronikarz pokręcił głową. – Co ja z tobą mam. Po pierwsze, nie wolno ruszać magicznych artefaktów bez pytania. Sam widzisz, że nie kończy się to dobrze. Po drugie, jest jeszcze wiosna i w gnieździe nie znalazłbyś miodu. Pszczoły dopiero go zrobią. A po trzecie – nie da się niczego zdobyć ani osiągnąć bez odrobiny wysiłku.

– Przysięgam, że się poprawię – obiecał Mordol Witek. – Tylko mnie odczaruj. Chcę znowu mieć moją piękną buzię i łapki.

Skrzat nie do końca uwierzył. W końcu Mordoli zawsze trzymały się psoty i figle i było tylko kwestią czasu, aż Witek popadnie w nowe tarapaty.

– Pod warunkiem, że zrobisz coś dla pszczół – oznajmił.

Gdy Witek pokiwał pszczelą głową, zaprowadził go do swojego domu. Kazał stanąć przed lustrem i odczytał zaklęcie z księgi. Nie minęła chwila – a przed zwierciadłem zamiast owada stał bardzo zmęczony pracą Mordol.

Witek dotrzymał słowa i zrobił coś dla pszczół – jak to jednak Mordole miały w zwyczaju, postąpił po swojemu i na opak. Obok kopalni postawił kilka uli zbitych ze starych skrzynek na warzywa.

– Prędzej czy później pszczoły się tu wprowadzą – zapewniał kompanów. – Tym razem będziemy wiedzieli, gdzie chowają miód!

Dagmara Adewntowska
Autor wpisu:
Pisarka/redaktorka Odkąd pamięta, tworzy własne opowieści i pracuje z cudzymi, aby były jak najpiękniejsze. Z wykształcenia dziennikarka i kulturoznawczyni, z zawodu redaktorka i korektorka, z zamiłowania pisarka. Współpracowała m.in. z Gazetą Wrocławską, Przepisem na zdrowie, szeregiem czasopism medycznych i prasą polonijną. Współtworzyła redakcje czasopism literackich: Okolicę Strachu i Magazyn Histeria. Z jej inicjatywy powstały zbiór…

KONIECZNIE PRZECZYTAJ

Newsletter

Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z kalendarzem wydarzeń

Ułatwienia dostępu

Dodano do koszyka - wspomnienia czekają!