Jak Bulwiak Bronek hodował marchewkę

W Magicznych Ogrodach najlepszymi ogrodnikami są Bulwiaki, a jednym z najsławniejszych wśród nich jest Bulwiak Bronek, opiekun Marchewkowego Pola i przyjaciel królików. Ze wszystkich warzyw, na których znał się doskonale, najwięcej czasu poświęcał właśnie marchewkom. Czy jego ulubienice mogą go jeszcze czymś zaskoczyć?

Każdego ranka, gdy słońce wstawało nad Magicznymi Ogrodami, Bulwiak Bronek budził się jako jeden z pierwszych. Miał przecież tyle do zrobienia!

Zaczynał od przepłukania buzi w beczce z wodą deszczową, uczesania włosów i założenia czapeczki. Potem szykował śniadanie, na które składały się najczęściej kawałek marchewkowego ciasta oraz świeżo wyciśnięty sok marchewkowy. Potem zaś zabierał swoją ulubioną haczkę, grabie i konewkę – i ruszał prosto na Marchewkowe Pole.

Ogromne nacie górowały nad okolicą, bowiem pod troskliwym okiem Bulwiaka Bronka marchewki rosły i rosły, aż stawały się wyższe od swojego opiekuna. Były naprawdę gigantyczne, a także najbardziej pomarańczowe. Bronek był z nich naprawdę dumny i mówił im to każdego ranka:

– Jesteście najpiękniejszymi, najbardziej pomarańczowymi marchewkami na świecie!

Po czym podlewał je konewką i haczką usuwał chwasty z grządek. Zawsze kręciło się wtedy przy nim kilka ciekawskich królików. Sprytne zwierzątka wiedziały, że dla każdego warzywa nadchodzi czas zbioru. Gdy Bulwiak Bronek stwierdzał, że marchewka już dobrze dojrzała, oprócz haczki i grabi przynosił także łopatę. Okopywał korzenie wokoło, wołał innych Bulwiaków i Bulwiaczki na pomoc – i wspólnymi siłami wyrywali marchew z ziemi. Potem myli ją w wodzie, kroili i obdarowywali pozostałych mieszkańców Magicznych Ogrodów. Wtedy też króliki dostawały swój przysmak – zieloną nać, na którą długo czekały.

Wszyscy się zgadzali, że marchewki wyhodowane przez Bronka są najsmaczniejsze, najbardziej soczyste i słodkie. Doskonałe na surowo i gotowane, najlepsze na soki, ciasta, surówki, frytki i zupy. A ich kolor, głęboki pomarańcz – nie miał sobie równych.

Aż do czasu, kiedy na Marchewkowym Polu wyrosło coś bardzo zaskakującego.

Ta inna marchewka

Z początku nic nie zapowiadało, że marchewka będzie się czymkolwiek różniła od innych. Wykiełkowała razem z innymi, w tym samym terminie. Kiedy rozwinęła nać, była ona tak samo zielona i bujna jak u reszty na grządce.

– Rośnijcie zdrowe i pomarańczowe, moje słodkie marcheweczki – przemawiał do nich Bronek, zraszając cały rządek wodą z konewki.

Nacie rozrastały się coraz bardziej i wtedy Bulwiak Bronek po raz pierwszy pomyślał, że jedna z marchewek jest wyraźnie mniejsza. Kiedy inne sięgały mu już do kolan, ona zaledwie do kostek.

– Może nie jesteś marchewką? – Bronek nabrał poważnych podejrzeń.

Złapał za nać i przyjrzał się jej dokładnie. Wyglądała na marchewkową. Kiedy urwał jeden listek i podał kręcącemu się wśród grządek królikowi, ten schrupał ją ze smakiem. Z ziemi wystawał już szczyt korzenia – i choć był mniejszy i wyraźnie fioletowy, wątpliwości Bulwiaka zostały rozwiane.

– Jesteś marchewką, ale czegoś ci wyraźnie brakuje. Nie przejmuj się, zaopiekuję się tobą.

Odtąd otaczał dziwną roślinkę jeszcze większą troską. Podlewał ją starannie i odchwaszczał, ale z każdym dniem okoliczne marchewki stawały się coraz większe i coraz bardziej pomarańczowe, a ona w cieniu gigantów wprawdzie rosła, ale skromnie i niedużo. Nie dało się też ukryć, że była zupełnie fioletowa.

– Co to za odmieniec? – dziwiły się inne Bulwiaki, nachylały się nad grządką i marszczyły podejrzliwie noski.

– To marcheweczka – odpowiadał im Bronek.

– Nieprawda – upierała się reszta Bulwiaków. – Marchewki są wielkie i pomarańczowe. Takie jak te  wspaniałe okazy. – Wskazywały na sąsiednią grządkę.

– Świat marchewek jest przebogaty – tłumaczył im Bronek. – I postanowił nas zaskoczyć.

– A jeśli to jest zaraźliwe? – zapytał jeden z Bulwiaków. – I wszystkie marchewki staną się małe i fioletowe? To będzie koniec Marchewkowego Pola. Nie możemy do tego dopuścić.

– Właśnie! – zgodziła się reszta. – Chcemy wielkich, pomarańczowych marchewek, bo tak wyglądają prawdziwe marchewki.

– Ale to ja opiekuję się Marchewkowym Polem – przypomniał im Bronek. – I chcę zobaczyć i posmakować, jaka będzie ta inna marchewka, gdy dojrzeje.

– Żeby nie okazała się twarda i gorzka – odparły Bulwiaki, jeszcze chwilę szeptały między sobą, a potem rozeszły się do domów.

Bronek zaś zbudował wokół fioletowej marchewki mały płotek, żeby nikt jej przez przypadek nie zadeptał, gdy z zadartą głową będzie podziwiał jej gigantyczne kuzynki.

Dzień zbioru

Nadszedł w końcu czas, kiedy marchewki dojrzały i były gotowe do zbioru. Bronek poznał to po kolorze ich korzeni i zapachu, a także tym, że na Pole zbiegły się króliki z całej okolicy. Już przeczuwały, że niebawem zaczną się zbiory i wielka uczta.

Bulwiak Bronek jak zwykle przyniósł na Marchewkowe Pole łopatę i najpierw okopał wielkie marchewki dookoła. Robił to sam, bo jako największy znawca tych warzyw dokładnie wiedział, jak wbić łopatę, by nie uszkodzić korzeni i ułatwić im wyjście z ziemi. Gdy skończył, zawołał wszystkie Bulwiaki na pomoc. W końcu, żeby wyciągnąć z ziemi takie wielkie korzenie, trzeba było nie lada krzepy.

Zebrali się wokół pierwszej gigantycznej sztuki, chwycili ją mocno i zaczęli najpierw kręcić nią wokół. Chodzili to w prawo, to w lewo, a na koniec złapali mocno i ze wszystkich sił zaczęli ciągnąć. Łatwo nie poszło, korzeń tkwił głęboko w ziemi i nawet okopany i poluzowany nie chciał wyjść. Wszyscy sapali i próbowali raz za razem, aż tak się nadęli, tak się zawzięli, że w końcu marchewkę, trach, wyciągnęli.

– Dobra robota! – Bronek pochwalił swoich leżących na ziemi i dyszących z wysiłku pomocników. – Teraz musimy to powtórzyć czternaście razy!

Tyle bowiem tego roku wyrosło gigantycznych marchewek. Bulwiaki nie narzekały, bo nie miały w zwyczaju marudzić, ale była to naprawdę ciężka praca i pod koniec dnia wszyscy byli bardzo zmęczeni.

– A co z twoim fioletowym dziwakiem? – przypomniało się Bulwiakom, gdy już wyrwały ostatnią gigantyczną marchewkę.

– Z nią poradzę sobie sam – zaśmiał się Bronek.

Pochylił się nad płotkiem, złapał za nać i wyrwał warzywo jednym ruchem ręki.

To się bardzo spodobało innym Bulwiakom.

– Jak łatwo wyszła z ziemi – zaszeptały. – Może nie taka zła ta marcheweczka. Bronek, daj ją, spróbujemy! Będzie po gryzie dla każdego.

Ale Bronek pokręcił głową i schował ją za sobą.

– Bardzo się starała i dzielnie rosła, jak cała reszta. Zasługuje na to, żeby ją pokazać jutro wszystkim mieszkańcom Ogrodów. Niech wszyscy zobaczą, jaka jest niezwykła.

Bowiem Bronek był tak samo dumny z małej fioletowej marchewki jak z wielkich pomarańczowych.

Wszystkie kolory marchewek

Następnego dnia na Marchewkowe Pole przybyli mieszkańcy Magicznych Ogrodów, by obejrzeć plony i zabrać swoją część zbiorów do spiżarni. Wszyscy popijali świeży sok i chrupali marchewki, śmiali się i żartowali.

Wielka góra pokrojonych na kawałki pomarańczowych marchewek powoli topniała, kiedy Kransoludy pakowały warzywa na małe wózki, Wróżki Smużki do koszyków, a Mordole prosto do paszczy.

Mała fioletowa marcheweczka leżała obok na stoliku na ozdobnym porcelanowym talerzyku. Wszyscy podchodzili i oglądali ją ciekawie, ale nikt nie miał odwagi spróbować. W końcu nie wyglądała jak wielkie pomarańczowe marchewki, które znali i lubili.

– Spróbujcie – zachęcał przyjaciół Bronek, któremu zrobiło się trochę smutno. W końcu bardzo dbał o wszystkie marchewki. – Jest przepyszna i soczysta.

– Nie mam dziś ochoty na fioletowe – wykręcał się jeden z Krasnoludów.

– Może w przyszłym roku – odmawiały mu grzecznie Wróżki Smużki.

– Ale jest pełna witamin – tłumaczył im Bronek, ale Krasnolud mu przerwał:

– Na pewno, ale ona po prostu nie wygląda jak prawdziwa marchewka.

Bronkowi zrobiło się przykro i już pomyślał, że jego wyjątkowa marchewka znajdzie uznanie tylko wśród Bulwiaków, ale wtedy nagle usłyszał zza pleców głośne chrupanie.

Przy stoliku stał Skrzat Kronikarz, w ręku trzymał fioletową marchewkę i zjadał ją z apetytem. Chrupał i chrupał, aż w ręku została mu tylko końcówka korzonka.

– Wyborna – ocenił i oblizał palce, czego właściwie nie powinien robić, ale bardzo mu smakowało. – Kiedyś hodowaliśmy w Magicznych Ogrodach różne marchewki, pomarańczowe, fioletowe i żółte. Właściwie nie wiem, dlaczego przestaliśmy.

– Bo pomarańczowe są najładniejsze? – podpowiedział jeden z Krasnoludów.

– To jest ładne, co się komu podoba. – Uśmiechnął się Skrzat. – Akurat ja lubiłem zawsze fioletowe. Ale przede wszystkim warto próbować nowych rzeczy. Tylko wtedy można się dowiedzieć, czy się coś naprawdę lubi, czy nie.

– Nie możemy spróbować – odparły Wróżki Smużki ze śmiechem. – Była tylko jedna i ją właśnie zjadłeś.

– Och – odparł Kronikarz i pogłaskał się po brzuchu. – Wybaczcie łakomemu Skrzatowi. Poszukam nasion kolorowych odmian, powinny być jeszcze gdzieś w skrzyniach. Bronek na pewno da radę coś z nich dla was wyhodować. Za jakiś czas… kto się za długo zastanawiał, ten często musi potem cierpliwie poczekać.

Pokiwał siwą głową i odszedł pomału do swojego domu.

A Wy? Lubicie próbować nowych rzeczy?

Dagmara Adewntowska
Autor wpisu:

Dagmara Adwentowska

Pisarka/redaktorka Odkąd pamięta, tworzy własne opowieści i pracuje z cudzymi, aby były jak najpiękniejsze. Z wykształcenia dziennikarka i kulturoznawczyni, z zawodu redaktorka i korektorka, z zamiłowania pisarka. Współpracowała m.in. z Gazetą Wrocławską, Przepisem na zdrowie, szeregiem czasopism medycznych i prasą polonijną. Współtworzyła redakcje czasopism literackich: Okolicę Strachu i Magazyn Histeria. Z jej inicjatywy powstały zbiór…

KONIECZNIE PRZECZYTAJ

Krasnolud Otokar

Jak Krasnolud Otokar opiekował się nasionkiem

Rodzinne odkrywanie natury w Magicznych Ogrodach.

Jak sprawić by dzieci pokochały naturę?

Mag Zoran

Jak Mag Zoran ukrył deser w wysokiej trawie

Newsletter

Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco z kalendarzem wydarzeń

Ułatwienia dostępu