Jak Mag Zoran ukrył deser w wysokiej trawie
Zoran zakochał się w Czarodziejce Tuuli od pierwszego wejrzenia. Kiedy zaś ona wyznała, że odwzajemnia to uczucie, jego radość była niezmierna i sprawiła, że Magiczne Ogrody stały się jeszcze piękniejsze. Mag bowiem codziennie wynajdywał nowe pomysły, by zachwycić swoją ukochaną lub wywołać uśmiech na jej twarzy.
Najlepszy deser
Pewnego dnia postanowił, że zaprosi Czarodziejkę na podwieczorek do altany wśród kwiatów. Cóż jednak mógłby podać przy tak szczególnej okazji? Czy lepsze będą owoce, różane płatki w cukrze, a może ciastka? I jakie wybrać, z kremem czy bez, czekoladowe czy waniliowe?
Mag Zoran był w rozterce. Co prawda znał setki zaklęć, a także sekrety roślin, zwierząt i minerałów, ale żadna z tych tajemnic nie mogła mu pomóc w odkryciu, czego Tuuli chciałaby spróbować na podwieczorku swoich marzeń. W końcu zadał to pytanie magicznej szklanej kuli. Ta zaś zamigotała drobnymi światełkami i rzekła:
– Jest jedna osoba, która zna odpowiedź na to pytanie, i jest nią Czarodziejka Tuuli.
Wydawało się to bardzo proste, jednak Zoran – jako wielki uczony i mag – wstydził się trochę, że nie potrafi sam rozwiązać tej zagadki. Odkładał rozmowę na kolejne dni i trwałoby to może do końca świata, a do podwieczorku nigdy by nie doszło, gdyby Tuuli nie zauważyła, że jej ukochany ostatnio stał się markotny.
– Co cię dręczy, mój drogi? – zapytała go z troską. – Powiedz, razem na pewno znajdziemy sposób, by zaradzić twoim zmartwieniom.
Mag Zoran zrozumiał, że nic nie umknie przenikliwemu spojrzeniu Czarodziejki i choć nadal trochę się wstydził, opowiedział, nad czym zastanawia się od paru dni. A Tuuli wcale się nie śmiała, że nie potrafił zgadnąć tego sam. Pogładziła go po policzku i powiedziała:
– Zdradzę ci w wielkim sekrecie, że najlepszy jest deser lodowy, malinowy i śmietankowy.
Zoran uśmiechnął się uszczęśliwiony.
– Zatem zapraszam cię na podwieczorek do różanej altany.
Magia w kuchni
Musicie jednak wiedzieć, że dla wielkiego maga przyrządzenie deseru stanowiło wyzwanie nie lada! Nie istniały bowiem żadne czary ani zaklęcia pomocne przy pieczeniu ciast i przygotowywaniu słodkości. Od niepamiętnych czasów była to osobna dziedzina magii, znana mistrzom cukiernictwa, babciom i rodzicom małych dzieci.
Zamknął więc pracownię i udał się ścieżką wśród kwiatów do Krasnoludzkiego Grodu, w którego kuchniach od rana do zmierzchu uwijali się kucharze i piekarze, by zapewnić wojownikom smaczne i pożywne posiłki po ciężkich ćwiczeniach.
– Lody – zadumał się główny kucharz, Krasnolud Baldwin, gdy Mag objaśnił mu, czego chciałby się nauczyć. – Do tego malinowe i śmietankowe. Bardzo ambitnie i wiesz, że zawsze cię wspieramy… ale w tym akurat wesprzeć nie możemy. Ale ja cię z chęcią nauczę robić pasztety z żurawiną i zrazy…
– Nie podam ukochanej w różanej altanie pasztetu ani zrazów – oznajmił Mag Zoran łagodnie, ale stanowczo. – Dlaczegóż to nie możecie nauczyć mnie sekretów sporządzania deserów?
– Każdy z nas specjalizuje się w innych potrawach, a akurat mistrz cukiernik Kalmir opuścił Magiczne Ogrody i udał się z wizytą do rodziny. Nie wróci za dzień ani dwa, prędzej za miesiąc.
– Co za pech – stwierdził Zoran, ale nie zamierzał się poddawać. – A czy mistrz Kalmir nie ma uczniów? Nikomu nie przekazał wskazówek?
Baldwin pokręcił głową przecząco ze smutną miną.
– Nie. I uwierz mi, Zoranie, wszystkim nam też już brakuje ciastek i cukierków. Gdybyśmy potrafili, to byśmy zrobili…
Nagle jednak uniósł palec do góry, bowiem przypomniała mu się bardzo ważna rzecz.
– Już wiem, jak ci pomóc!
Otworzył wielki kredens, w którym kucharze chowali cenne przyprawy i spomiędzy słoiczków i pojemników wyciągnął grubą księgę w zdobionej okuciami okładce. Wyciągnął ją w stronę Maga.
– „1001 deserów na królewski stół”. – Zoran przeczytał tytuł. – Brzmi ambitnie.
– Jeśli szukać przepisu, to tylko w tej księdze – zapewnił Baldwin, po czym życzył Magowi powodzenia i wrócił do mieszania gulaszu w wielkim kotle.
Zoran wrócił do pracowni. Nie bał się żadnych wyzwań, zdobywanie wiedzy było jego pasją – a przede wszystkim chciał uszczęśliwić swoją najdroższą Tuuli. Pomyślał, że przygotowywanie deseru według wskazówek z książki kulinarnej nie może się bardzo różnić od pracy według tajemnych receptur alchemicznych. Musi tylko znaleźć odpowiedni przepis, potem zdobyć składniki i trzymać się instrukcji.
Już niebawem ze stołu w pracowni Maga zniknęły słoiki i probówki z odczynnikami, aparatura do doświadczeń oraz plany latającego statku, nad którym ostatnio pracował Zoran. Zastąpiły je świeże maliny, słodka śmietana, mleko i wielka misa pokruszonego lodu. Mag zaś ucierał, miksował, mieszał i co jakiś czas kosztował, czy deser faktycznie jest godny miana „królewskiego”.
Kiedy był już zadowolony z efektu, umieścił lody w kryształowych pucharkach, zajął się dekoracją według wskazówek z przepisu. Układał właśnie świeże maliny i miętowe listki w ładną kompozycję, gdy przypadkiem kątem oka dostrzegł przez otwarte okno, że do jego pracowni alejką zmierza Król Krasnoludów Eryk – i wygląda, jakby bardzo mu spieszyło. Chwilę potem rozległo się donośne pukanie do drzwi. Mag zamarł w bezruchu nad tacą ze srebrną łyżeczką w dłoni.
– Zoranie, drogi przyjacielu! – zawołał Eryk i znowu zapukał. – Doszły do mnie bardzo ciekawe wieści i pomyślałem, że muszę cię natychmiast odwiedzić!
Oczywiście, pomyślał Mag i westchnął. Właściwie to nie spodziewał się niczego innego. Eryk słynął nie tylko z honoru i waleczności, ale też ze słabości do uczt i smakołyków. Był jednak również przyjacielem Zorana, a przyjaciół nie trzyma się pod drzwiami i nie oszukuje.
– Witaj, Eryku – oznajmił Mag, wpuszczając Krasnoluda do środka. Ten zaś od razu dostrzegł, nad czym Zoran pracował i pospieszył do stołu. Aż mu się oczy zaświeciły!
– Ooooo, widzę, że plotki były prawdziwe i postanowiłeś poznać tajniki cukiernictwa. Wyglądają wspaniale i przepysznie – pochwalił przygotowane desery, gładząc się po brzuchu. A potem, oczywiście, zapytał: – Mogę spróbować?
Zoran uśmiechnął się łagodnie, ale stanowczo pokręcił głową.
– Nie dziś, przyjacielu. Przygotuję dla ciebie podwieczorek godny królewskiego stołu, ale kiedy indziej. Ten zrobiłem specjalnie dla Tuuli.
Król Eryk wcale nie wyglądał na zasmuconego odmową, zaśmiał się głośno i serdecznie.
– Ahaaa, to już wszystko rozumiem – oznajmił wesoło. – Obiecuję już nie czaić się na te smakołyki. I już idę, nie będę wam przeszkadzał…
– Bardzo jestem wdzięczny – zapewnił Zoran z godnością.
– …ale wpadnę z wizytą w jakiś inny dzień, w porze podwieczorku – zapowiedział Eryk, znów się zaśmiał i wyszedł.
Zoran odetchnął zadowolony, że jego przyjaciel zrozumiał sytuację i nie miał pretensji, że nie został zaproszony. Jednak gdy odwrócił się do stołu, dostrzegł przez okno dwie pary wielkich niebieskich oczu i pokrytych brązowym futrem uszu. To Mordole zwęszyły smakołyki i przyczaiły się w oczekiwaniu na okazję, gdy będzie można świsnąć coś pysznego.
– A sio! – krzyknął groźnie i tupnął stanowczo.
Mordole pisnęły przestraszone i uciekły w zarośla, ale Zoran wiedział, że wrócą. I w odróżnieniu od Eryka, im nie da się nic wytłumaczyć ani polegać na ich słowie, bo były to od zawsze niepoważne, niesforne łobuzy.
Jeśli podwieczorek miał się odbyć, należało sprytnie i skutecznie ukryć deser przed tymi psotnikami. Zoran założył kapelusz, podniósł tacę z lodowymi pucharkami i rzucił na siebie czar niewidzialności.
W różanej altanie
Mag kluczył trochę wśród alejek, nasłuchując, czy żaden z Mordoli go nie śledzi. Wprawdzie nie było go widać, ale z tymi urwisami nigdy nie wiadomo… Uspokojony udał się do różanej altanki, gdzie zaplanował podwieczorek. Czy jednak mógł zostawić lody na stole? Na pewno nie, Mordole mogły je wywęszyć, gdy on pójdzie po Tuuli.
Potrzebował dobrej kryjówki, a najlepsze kryjówki są – oczywiście – magiczne. Okrążył więc altankę i położył tacę pośrodku niewielkiego trawnika. Wyprostował się, uniósł ręce i rzucił czar. Źdźbła trawy najpierw się poruszyły, a potem zaczęły rosnąć i rosnąć, ukrywając tacę z lodami przed ciekawskimi spojrzeniami.
Zadowolony Mag Zoran przeczesał włosy palcami i ruszył zaprosić swą ukochaną na poczęstunek. Gdy jednak wrócili do altany, okazało się, że pomimo wszelkich starań Zorana podwieczorek nie dojdzie do skutku.
– Och nie! – zawołał Mag, gdy schylił się do magicznej kryjówki na trawniku.
Niestety, rosnące szybko źdźbła wywróciły tacę i wszystkie lodowe desery pospadały i wsiąkały właśnie w ziemię.
– Co to za niespodzianka? – zapytała za plecami Maga podekscytowana Tuuli. – Czy już mogę zobaczyć?
Zoran westchnął rozczarowany.
– Niestety, to zupełnie nieudana niespodzianka – przyznał zawstydzony. – Przygotowałem dla ciebie wymarzony deser według królewskiego przepisu… ale musiałem schować go przed Mordolami i niezbyt mądrze wybrałem kryjówkę. Wszystkie lody się zniszczyły i nie mam dla ciebie prezentu.
Tuuli ujęła go za rękę i pocałowała w policzek.
– To przykre, że tak się stało – powiedziała łagodnie. – Jednak najważniejsze, że starałeś się specjalnie dla mnie i chciałeś zrobić coś, co będzie miłe. I myślę, że niespodzianka nie jest całkiem nieudana – oznajmiła z uśmiechem i wyciągnęła zza paska magiczną różdżkę. Poruszyła nią i wyszeptała zaklęcie.
– Powiesz mi, co zrobiłaś? – zaciekawił się Zoran, a Tuuli się zaśmiała.
– Niespodzianka! Zobaczysz jutro. A teraz chodźmy na spacer.
Tak też zrobili – a kiedy Zoran następnego dnia zaciekawiony poszedł za różaną altanę, zobaczył na trawniku kępę całkiem nowych kwiatów, które dotąd nigdzie tutaj nie rosły.
Ich płatki były malinowe i białe, przez co kielichy wyglądały zupełnie jak lodowe desery.
Od tego czasu minęło wiele lat – ale jeśli odwiedzicie wiosną Magiczne Ogrody, na własne oczy zobaczycie tulipany, które Tuuli wyczarowała z wywróconego na trawę podwieczorku. Czy wiecie, jak się nazywa ta wyjątkowa odmiana i gdzie ją znaleźć? Zapytajcie Wróżek lub Bulwiaków – na pewno wskażą Wam drogę!

Dagmara Adwentowska
KONIECZNIE PRZECZYTAJ

Roman Szymański, twórca tulipana Magiczne Ogrody!

Jak wspólna zabawa z dzieckiem może zbliżyć rodzinę?
